Wakacje nie trwają wiecznie więc już w poniedziałek (6.10) zaczęły się zajęcia. Oczywiście nic nie załatwiłyśmy, international office odsyłał do dziekanatu, dziekanat odsyłał nas do koordynatora, koordynator do wykładowców itd.. Dopiero w czwartek poszłyśmy na pierwsze zajęcia i od razu zrozumiałyśmy coś, co już i tak od dawna było jasne - że ath to kupa gówna. Wylądowałyśmy na drugim roku, który mam nadzieję nie będzie za trudny (!!!!!!!!!) Widząc np poziom dziewczyn z UJ z 2, 3 roku to były o niebo lepsze od nas... Prawda jest taka, że jak się samemu nadprogramowo do języka nie siądzię to się człowiek nie nauczy.. Po pierwszych zajęciach wyszłyśmy skute, ale przed wydziałem Monice i Marcie buźki się rozpromieniły bo momaki przyjechały :D Przywieźli mi też wałówę od rodziców hehe (mamo, póki co kurtka nie jest potrzebna, a nadmiar owoców gnije ;), aaaa no i aparat...(tak tak wiem, ponownie składam podziękowania Tomkowi za pożyczenie aparatu na parę miesięcy bo mój po prostu tu padł no i za próby "zainstalowania" neta na lapku drogą Polska-Lublana on-line ;] (powiedziałeś że Ci się spodobało wspominanie Twojej osoby tutaj :P więc proszę bardzo). Jak widać net jest tylko czasu na pisanie nie ma :P
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
heh, hardcore... nie że tam spodobało, ale nie mam nic przeciwko, jak to było w Twoich domysłach :) pozdr.
szczegółowiec :P
Prześlij komentarz